DEJ.A VIE:S

poniedziałek, grudnia 24, 2007

# Wesołych Świąt

Wesołych Świąt wszystkim życzę, abyście nigdy nie tracili ducha pokoju i dążyli do swoich celów, zdrowi i z uśmiechem na buziach.

niedziela, listopada 11, 2007

# znów nie lubię poniedziałków

Czy ja już mówiłem że nie lubie poniedziałków?

Ten dzień nie może się skończyć dobrze, zresztą wolę jeszcze nie krakać bo podemną wciąż jest kilka tysięcy metrów atmosfery a samolot nie jest pierwszych lotów, raczej.

Wszystko zaczęło się już na wyjściu kiedy sięgając ręką do kieszeni w płaszczu wbiłem sobie zszywke pod paznokieć. Auuuuuu

`Nie tato, nie nosze zszywaczy w płaszczu, poprostu jeden dupek wystawał z gazety którą miałem zrolowaną, a w między którą wpadł mi telefon po którego sięgałem.`

Po pięciu minutach przeklinania na klatce schodowej i bezowocnego szukania wody utlenionej w domu, w końcu udało się wyruszyć.

Po godzinnym dziwieniu się jak bardzo da sie ograniczyć prędkość na autostradzie dotarłem pod terminal, międzynarodowy wow. Że to będzie dupiaty poranek zorientowałem się już patrząc na tablice odlotów, London Stansted terminal T2 (krajowy) zdziwnienie stłumiłem cierpliwością i 5 minutowym spacerem w deszczu do T2, gdzie na wejściu moja patrząć w ta samą tablicę ujżałem że komuś się odwiedziało i że muszę wracać do T1...znówu w deszczu.

`A nie mówiłem` ? RyanAir to największa żenada nad Europą. Wiedziałem że kiedyś i mnie to dosięgnię. Po tym jak już wszyscy przeszli przez odprawę, zaopatrzyli się w Chopina, Calvina Kleina i kartony fajek dostaliśmy przemiłą wiadomość iż lot jest opóźniny o godzinę i czterdzieści minut. O

Powiem szczerze że gdy patrzę teraz na chmury to trudno mi uwierzyć że a) wogóle wyleciałem, b) wciąż lecę c) że nikt jeszcze nie wyrzucił za drzwi Pana sprzedającgo zdrapki, którą oczywiście nabyłem i nic nie wygrałem. A miało być tak pięknie. Miałem wygrać bańke euro, świetować w samolocie stawiając wszystkim szampana zmieniając tym samym teorie `nie lubię poniedziałków` na `jestem milionerem i w dupie mam dupiate poniedziałki`. No cóż, na pocieszenie ostał mi się tylko magazyn RyanAir (darmowy) i nadzieja że moje bagaże lecą tym samym lotem.

Lądowanie przebiegło gładko, choć do końca miałem obawy szczególnie kiedy zaczeło lać, zwiewać samolot i na dodatek pewna cześć skrzydła tak się obsuneła iż w samym skrzydle zrobiła się wielka dziura. No ale ostatecznie udało się zatrzymać więc odetchnąłem z ulgą. Później jeszcze udało się nawet i znaleźć bagaż. Jako że znalazłem się cały w jednym kawałku stojąc już za bramką, postanowiłem to uczcić włoską pastą z OLIWKAMI...tak jakoś mi się narobiło smaku, a że obsługa była jakże polska...nie narzekałem ;)

Wracając przez Londyn, przebiłem się linią centralną a potem północną do Waterloo skąd właśnie jade pociągiem do swojego miejsca z elektrycznym kominkiem, przynajmniej tyle.

Nigdy nie lubiałem zbytnio porównywać wyspy z Polską, ale nie sposób zauważyć że pociag lokalny wygląda lepiej niż samolot, obsługa odpowiada ci zanim coś powiesz, a ...

No nic. Oto pierwszy post od nie wiem ilu już tygodni. Podobno to pisanie to taka samoterapia która pomaga szczególnie na wszelkie przesilenia oraz na wirus dysfunkcji organów uśmiechowych. Nie żebym specjalnie narzekał, od tak, chciałem zabić jakoś czas w podróży, nie koniecznie gapiąc się na pstrokate płetwale oraz emerytów przyżywających trzecią młodość robiąc głupie miny do ipoda...właśnie na jednego takiego zerknałem, chyba się zorientował że o nim pisze, ooops.

Tylko szum klimy mnie wkurwia...żeby nie było że nie jestem narzekającym polakiem.

niedziela, kwietnia 29, 2007

# Atlantic Park View, lazy morning

Tego mi trzeba było, nazwać się dziś leniwcem.
Ogród z tyłu domu, podgrzany idealnie wyregulowanym słońcem.
Sok pomarańczowy, schłodzony do granic możliwości.
Weekendowy FT (tak pro forma że niby trochę się ucze angielskiego)

Miała być piaszczysta plaża w Bourmouth, ale odkąd rozpoczęło się `śniadanie na trawie` za cholerę mi się nie chce wracać na górę, pakować, itd....

Tak wogóle to jeśli ktoś ma zamiar poleniuchować na Atlantic Park View, to zapraszam. Wstęp wolny, dla pierwszych szczęściarzy dostępne będą kawałki trawnika usytuowane w słońcu :) Gratis dorzucę też szklaneczkę soku z lodem.

# wszystko ma swój koniec, a tym samym i początek

no tak, dostało mi się. I wcale się nie dziwię, w końcu nie zaglądałem tutaj od paru dobrych miesięcy. Wstyd mi naprawdę, ale drogi czytelniku, nawet jeśli jestem nim tylko Ja sam, daj sobie trochę luzu i pozwól mi tu bazgrolić tylko w momencie prawdziwej na to ochoty. O.

Nie żebym nie miał nic do powiedzenia, poprostu, ot tak wiele spraw na głowie.

Gdzieś kiedyś słyszałem że `przegrana bitwa` potrafi dać więcej niż zwycięstwo, warunkiem jest tylko to aby się do tej pierwszej zbytnio nie przyzwyczajać.
Drugi cytat jaki mi chodzi po głowie, mówi że tylko ten kto nie zna historii powtarza ją raz jeszcze.

Jakieś wnioski ?

Nie wiele wiem na temat, przyjaźni i związków `na całe życie` (bo jeszcze całego go nie przeżyłem), ale szczerze mogę powiedzieć że krótkie do tej pory nie rzadko były tylko, a może i aż krótkimi. Co do tych dłuższych, to będzie chyba jeszcze trzeba poczekać, zaufać, być cierpliwym i jeszcze wiele się nauczyć - to wszystko oczywiście w perspektywie całego życia.

Bez pardonu, wiem.
Ale tak trzeba.

sobota, lutego 10, 2007

# ...

Mars
Wenus

czyli dwie orbity wokół jednego słońca.

poniedziałek, lutego 05, 2007

# poranne spostrzeżenia

Siedzę i pije kawę kolejną, myśląc o wszystkim na raz nie po kolei Myśli dobijają się bez kolejki, przepychają się włażąc sobie na głowy. Na głowy tych myśli, nie moje przecież. Siedze, brrr. Zimno się robi z klimatyzacji, a kawa cierpka, ta sama znów z automatu na kawę
w kubkach zrobionych z zurzytych preze..ntach plastikowych.
Brr, a może to ten posmak został jeszcze, ten po prezentach posmak między zębami. Osad czuję, po tej kawie znaczy, w plastikowym kubku.
Brr, zimno, już sam nie wiem z czego, czy może bardziej mi cierpko po tej kawie. Zabieram się do pracy, tej samej co w piatek podobno.
A gdyby tak udowodnić że małe trybiki są na tyle ważne że duże trybyki bez tych peirwszych sobie nie poradzą Że mimo cierpkiego smaku zurzytych kubków, pogryzionych po dokończonej kawie są wciąż zdolne do zatrzymania pracy trybów większych, rozpasionych trybów po weekendowych wypadach na steki.
Brr. Wracam do pracy
W poniedziałek, ten z początku tygodnia dzień pierwszy.

Podpisano `chuda pupo, nowa koszulo, wielki ptaku`

środa, stycznia 03, 2007

# long.don








czwartek, grudnia 21, 2006

# Cracow of Marek Grechuta

Dla wszystkich kochających Kraków i Marka Grechutę....