DEJ.A VIE:S

piątek, lipca 28, 2006

Żegnaj, przyjacielu.
Bratnia dusza odchodzi do lamusa.

Nasze kontakty są zdominowane przez interesy i sprawy do załatwienia, a coraz mniej przez ludzką sympatię. Coraz trudniej o przyjaciół, coraz mniej ich cenimy.

Tak brzmi początek pewnego artykułu który możecie przeczytać klikając na OZON


(...)

Przyjaźń.
Coś co nie jednokrotnie pomogło mi przetrwać ciężkie dni, miesiące...coś dzięki czemu człowiek czuje się bezpiecznie, choćby i był na końcu świata.

Przyjaźń, ta prawdziwa – nie oddam jej za żadne skarby. Możecie być tego pewni.

Życze wam wszystkim, abyście mieli przynajmniej takich przyjaciół, jakich mam Ja !!!


It's so easy now, cos you got friends you can trust,
Friends will be friends,
When you're through with life and all hope is lost,
Hold out your hand cos friends will be friends right till the end.

środa, lipca 26, 2006

# domek na kurzej stopie


No więc tu sobie mieszkam. Najpierw trzeba iśc, prosto, potem na drugiej Avenue w lewo, znów prosto, minąć h2o, (i nastepne miliony uliczek) .....i skręcić w prawo =)

wtorek, lipca 25, 2006

# pierwsze wdechy

Chyba wiem jak się czuje człowiek któremu w głębokiej wodzie zaczyna brakować powietrza....a jedynym sposobem na przetrwanie jest, doczekać się skrzeli...
I oto są.
Małe skrzeliki, pojawiły się kiedy strudzony zmaganiem z przeogromną ochotą zaczerpnięcia chociaż decymetra tlenu, niespodziewanie wydobyłem z siebie cichy szept.
Pierwsze pęcherzyki powietrza z organu przystosowawczego pomknęły w górę jak oszalałe, a Ja sam powoli zaczynałem czuć się coraz mniej klaustrofobicznie, w głębi gdzie nikt nie wie kim jestem, jakie lubie piwo czy w końcu, gdzie można mnie spotkać w poniedziałkowe wieczory - a raczej, gdzie można było...
Czuje jak z minuty na minute moje skrzela rozwijają się coraz bardziej, jak każda ich komórka zaczyna idealnie integrować się z nową rzeczywistością...do której mam nadzieję, będzie kiedys w pełni przystosowana.
I oby to się stało w miarę szybko, bo za moment mam zebranie które sam zwołałem, więc przydałoby się być chociaż trochę jak homie =)


Pamiętasz Pola jak kiedyś zapytałem Cię, ile potrzeba czasu aby język który cię otacza, stał się Twoim językiem..takim którym mówisz i myślisz zarazem ?

sobota, lipca 22, 2006

# Pani Bovary, herbaciarnia i bike`i

Bylem dzis w tym starym antykwariacie nie daleko mojej Spear Road. To ten antykwariat z przed chyba dwustu lat, z drewniana podloga, debowymi stolikami i serwowana herbata w porcelanie. Z milionem starych ksiazek zalegajacych zakurzone regaly.
Dickens, mnostwo Dickens`a....a zaraz obok niego "Pani Bovary" Gustawa Lauberta. Druk datowany na 1900 rok. Ksiazka w super stanie za cale 5pounds.
Dlugo sie nie zastanawiajac, Dave nabyl swoja pierwsza baaardzo stara ksiazke, na dodatek jedna ze swoich ulubionych. Ha!
Dave dowiedzial sie rowniez od sprzedawcy, ze taki podobny rower do tego ktory trzyma na tylach antykwiariatu, moze kupic w rownie starej herbaciarni, trzy kamienice dalej. Tuz obok
Herbaciarnii ??? Ano tak, bo pod herbaciarnia jest targ staroci i maja tam podobno naprawde old schoollowe bike`i :D
...pod herbaciarnia, hehe !

piątek, lipca 21, 2006

# kura na piątej

Wczoraj Dave poszedł do fryzjera i poprosił o kurę...problemu nie było, bo kura miała być wzorowana na tej pamiętnej od D&G - Takiej jeszcze z czasów Dekadencji, ale już z uwzględnieniem lewo stronnego mieszania afternoon tea at five.
No i proszę sobie wyobrazić, jakimże to było zaskoczeniem, kiedy po 15 minutach koszenia miałem angielską kurę ?! I to nie byle jaką, ba! Prawdziwa angielską kurę indywidualistke, ha!

Chyba będzie lepiej jak już wyjde z pracy.... :/

# sight taking breath away

Cierpliwość popłaca, prawda ? .
Siedzisz, potem znów wstajesz kręcąc się w kółko.
Chwytasz kieliszek wina, patrzysz i zastanawiasz się czy to właśnie To.
Zadajesz mnóstwo pytań, trudnych pytań, które na końcu zawsze dotleniane są „czasem”.
Czas, czas, czas...znamy to, prawda ?
Kiedy człowiek jest młody, mówi że jeszcze wszystko przed nim, że czasu jest co nie miara. Prawda jest taka że, nigdy nie wiesz ile tego czasu Ci tak naprawdę pozostało. Bo nikt nie może być pewnym, czy powiew w parku Common jest jego ostatnim w tym miejscu. Właśnie przypomniało mi się że, w decyzjach zawsze pomagały dwie możliwości...


Mówią że nie ma się co śpieszyć, bo na wszystko jest czas, bo wszystko ma swoje miejsce. Potem znów że, chwyta się każdą chwilę, bo życie jest zbyt piękne aby przepuścić choćby jeden dzień. Dać mu się przegonić, tak poprostu przez nocną ciszę.


Dwie skrajności, bieguny które paradoksalnie potrafią się uzupełnić. No więc....?
....jakby nigdy nic..
Koniec z retrospekcją, koniec szklanych wyobrażeń. Bo choćby obejść górę dookoła, choćby pytać tych co zeszli „Jak było ?”, choćby i usłyszeć o tych co zamarzli....nigdy, nigdy nie przekonasz się jak tam jest, dopóki nie zbierzesz się i nie spróbujesz
.

niedziela, lipca 16, 2006

# Ocean

Właśnie mija pierwszy weekend w nowym domku, na Spear Road.
Pierwsza noc pod wylansowaną kołdrą w paski, w sto kilkanaście różnych odcieni brązu, (którą targałem przez pół miasta bo nie chciało mi się czekać na autobus, który i tak w końcu minął mnie gdzieś w połowie drogi)
Pierwszy kubek z Earl Grey`em w niedzielny poranek, popijany w miejscu które kiedyś ma przypominać przy domowy ogródek, z BBQ i bambusowymi leżakami =)
No i ocean...
Pierwszy weekend nad oceanem, czyli błogie wylegiwanie się na gorącej plaży, z owocowymi shakami w dłoni i wiszącym w powietrzu NIC NIE ROBIENIEM.
Mmm, I`m lovin` it.
Uwielbiam ogromne fale, zdala od brzegu gdzie jeszcze nie jest tak głęboko (bo Dave ma lęk przed głębią :/ ) . I to uczucie kiedy fala zaczyna zbierać wodę, żeby potem móc cię ponieść aaaaaa....chyba zaczne pływać na desce, yeah ! Surfing rulez ! I tym sposobem deska przez cały rok, ha!
Tak, tak. To z całą pewnością jest Anglia, która póki co rozpieszcza tylko i wyłącznie słońcem, aniżeli legendarnym deszczem.
A tak mimo tematu..w zime zapowiada się bardzo wyczekiwany wyjazd na deche. Serio, już nie mogę się doczekać =))))

# coffee please..

Dave, bo źle robisz.
Dwa tygodnie poza domem i już zapomniałeś i haśle przewodnim ‘fachowo i hulajdusza’.
A przecież to takie proste,
„ (...) zakładasz porządny garnitur, zabierasz skórzaną teke i udając bardzo ważnego zapracowanego gościa wchodzisz do Lloyds`a. Oni są przewrażliwieni na punkcie wyglądu, a pewnie podkreślona osobowość sprawi że za nic nie będą chcieli Cię zawieść ”
Hmm, brzmi interesująco. Pomyślałem że to jakaś bajka, bo jeśli kilka innych banków, ma tą samą pozbawioną logiki strategie przydzielania rachunków, to dlaczego Lloyds ma mieć inaczej ? Ale z drugiej znów strony....fachowo i hulajdusza, więc czemu by nie =)
Efekt ?

(...)
Pani w Banku: Tea or coffee ?
Dave: Coffee, without milk please.


..i po 45 minutach miłej konwersacji mit upada, a Ja mam w końcu swoje konto w UK ... i to bez rachunku za prąd yeaah

wtorek, lipca 04, 2006

# tea or coffee


- to znaczy jak ?
- jesli chcesz zeby firma przelala ci pieniadze, musisz miec konto w banku.
- no to normalka..
- niby tak, ale jesli chce miec konto w banku to musisz miec rachunek za cokolwiek, gaz, telefon, takie tam. Na rachunku jest Twoje imie i nazwisko, stad dla Banku juz jestes kims.
- no ale zeby miec rachunek za telefon, musze miec rachunek w banku, na ktory przeleja mi kase, za ktora zaplace telefon i dostane rachunek...


czas uruchomic metode brutal-force

poniedziałek, lipca 03, 2006

# first day at work

Oto moj pierwszy dzien w nowej pracy.
Pierwsza kawa przy nowym biurku..ktore tak naprawde jeszcze nie jest moim nowym biurkiem, bo wszystko tu dopiero sie organizuje. Ale nie wazne. No wiec siedze jak narazie przy swoim biurku, z kawa, przechodzac interaktywne szkolenie z zakresu bhp czyt. blebleble oraz spogladajac co jakis czas w strone Wonderlandu.
To niebywale, ale Anglikom naprawde nigdzie sie nie spieszy. Wszystko robi sie tu wolno, z usmiechem i slowami "hi, how are you ?"

... powoli zaczynam sie zastanawiac, po co mi w tym szkoleniu, Lesson 11: Stress ?? Zapowiada sie ciekawa lektura.
Pare minut temu wrocilem rowniez z pierwszego lunchu, ktory bardziej przypominal piknik....tak piknik, taki na trawie w buisness parku, na sloncu, gdzie czlowiek czuje sie raczej jak na wsi, anizeli w centrum firmy. Poznalem tam grupke polakow ktorych jest tutaj ze mna az piecioro. Ale z tego co wiem, moj dyrektor leci jutro do Warszawy po nastepnych wiec, zapowiada sie ciekawie. Mysle ze na nastepny Pub Rally ktory dzis jest organizowany w Winchesterze, bedziemy mieli wieksze szanse wygrac..w koncu w transferowaniu sie po pubach jestesmy rownie dobrzy jak Anglicy, hehe!


Cytat z rozmowy z dyrektorem:
Chris: - Oo, you`re from Katowice, as I know it`s very near to Cracow. I was there a month ago.
Dave: - Oo, really ? Me too
C: - Wonderfull city, indeed.
D: - Yes it is, wonder..full, especially by night
C: laughing
D: laughing too



hmm, a TO nie jest cos naprawde waznego ???

niedziela, lipca 02, 2006

# wonder...land

::ona przygłucha i on nic dosłyszy
::mówi że daremnie przewędrował pół świata
::jej zaś pozostało to miasto
::przez wszystkie te lata

A jest tak ?

# some photos




# the plane touched down

Zapakowalem karte od zamka, bzzz i zielona lampka pokazuje ze moge otworzyc drzwi.
Wjechalem z moja szafa na kolkach (ktora warzyla o cale czternascie kilo wiecej, anizeli powinna) do swojego nowego pokoju, ktory ma byc moim domkiem na najblizsze dwa tygodnie.
Hymm przytulnie nawet. Troche zimno, klimatyzacja sprawila mi niezly kontrast temperatur, bo na zewnatrz jest zdecydowanie cieplej. Taka iscie nie angielska pogoda, z sloncem i niebieskim niebem.
Wprost idealna na powitanie.

...lezac prawie martwy w wannie pelnej wody, popijalem podwojne espresso, starajac sie przy tym nie zasnac na nastepne pol roku. Podroz trwala chyba dluzej niz przewidywalem :)

Na kolacje ogromna pizza, mecz anglia-portugalia
Na wieczor wycieczka do southampton city centre...gdzie szczerze mowiac czulem sie troche wyalienowany.
Powod ?
Na ulicach panuje zaloba po przegranym meczu anglikow z Portugalia - eee jeszcze sie tym nei przejmuje ?
No i drugi powod (tez z przyczyn meczu..) jako chyba jedyny nie mam koszulki w barawch Anglii...eeee.
Miasto naprawde wyglada przepieknie, taki angielski Gdansk...

Wracam do hotelu..
oo..leci About a Boy ! Super !
niestety, po jakichs 50`ciu godzinach bez snu, nie dalem rady
naprawdy nie dalem rady uslyszec Killing me softly...with your song..

Wiec oto jestem
oto Southampton, na poludniu Anglii.
Ale moze po kolei...